Wydawnictwo: Kotori
Gatunek:, akcja, shounen, battle royale
Rok wydania: 2020
Pierwszy tom „Wielkiej wojny zodiaku” to krwawy shounen, który
dość mocno skojarzył mi się z „Battle Royale”. Podobnie, jak w utworze Koushuna
Takamiego, fabuła komiksu opiera się na brutalnej walce o przetrwanie pomiędzy
grupą osób umieszczonych w konkretnej lokalizacji – w wypadku „Battle Royale”
była to wyspa, tutaj mamy ewakuowane na potrzeby walk miasto. Rdzeń pomysłu na opowieść zachowano, zmieniły
się tylko rekwizyty. Zamiast grupy nastolatków mamy dwunastu bohaterów reprezentujących chińskie
znaki zodiaku. Zamiast przymusu pojawia się dobrowolna walka o sławę i nagrodę,
którą jest spełnienie dowolnego życzenia. Zamiast zakładać dyscyplinujące obroże
na szyjach, bohaterowie połykają klejnot z trucizną, który ich zabije po
upływie 12 godzin, a którego odebranie pozostałym uczestnikom jest jednym z
wymogów zwycięstwa.
Na pierwszy rzut oka fabuła mangi nie wydaje się w żaden sposób
interesująca. Ot, przeciętna rąbanka z dużą ilością fanserwisu - szczególnie
jeśli chodzi o projekty postaci kobiecych i ich strojów, choć nie tylko (Królik również ma dość sugestywne wdzianko). Ciekawie zaczyna się
robić natomiast wtedy, kiedy okazuje się, że bohaterowie nie posługują się
jedynie bronią, a posiadają również unikalne, magiczne zdolności, które mogą doprowadzić
ich do zwycięstwa. Z czasem czytelnik przekonuje się również, że postacie są
niezłymi strategami, którzy potrafią zaskoczyć i ostatecznie trudno jest
wytypować zwycięzcę konkretnej potyczki.
„Wielka wojna zodiaku” to w mojej opinii mocno brutalny
tytuł skierowany do dojrzałego czytelnika i zastanawiam się, dlaczego nigdzie
na okładce nie znalazła się informacja o ograniczeniach wiekowych. W komiksie
jest dużo mocnych, krwawych scen. Przyznam, że po lekturze początkowych stron
nie byłam pewna, czy mam ochotę sięgnąć po kolejne części tego tytułu. Smaczki
w postaci magicznych mocy bohaterów i fakt, że rozgrywka pomiędzy postaciami
wcale nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać, zachęciły mnie jednak do
dalszego zgłębiania tej historii. Jestem ciekawa, który z bohaterów okaże się
mistrzem strategii i wygra tytułową wojnę zodiaku. Niewątpliwym atutem tego
tytułu jest równie to, że komiks zamyka się w czterech tomach, więc można mieć
pewność, ze historia nie została rozwleczona.
Dla mnie ten komiks to dla mnie takie typowe guilty pleasure.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz