Liczba stron: 190
Rok wydania: 2016
Bohaterowie cyklu powieści Yuu Kamiya - nieprzystosowane do
życia w społeczeństwie rodzeństwo NEET-ów Sora i Shiro - za sprawą tajemniczego
Boga zostają przeniesieni przez ekran komputera do alternatywnego świata
Disboard, gdzie toczy się Gra o Władzę, a wszelkie konflikty rozwiązywane są
przy pomocy gier. Wybitny duet graczy, który jeszcze nigdy nie poniósł klęski,
trafia do ostatniego przyczółka rasy ludzkiej – miasta Elkia – gdzie rozgrywa
się właśnie turniej o tron. W zmaganiach udział biorą: Stephanie Dola naiwna
wnuczka poprzedniego władcy oraz tajemnicza oszustka Chlammy Zell. Sorze
wystarczy tylko rzut oka, by stwierdzić, że Stephanie jest robiona w konia. Mimochodem
wygłoszony komentarz sprawia, że oszukana dziewczyna zgłasza się do rodzeństwa
po wyjaśnienia. Sprytny osiemnastolatek wykorzystuje okazję, wyzywa Dolę na
pojedynek i wygrywa… jej miłość - w świecie rządzonym przez Boga Gier nie ma
bowiem takiej rzeczy, której nie mógłbyś postawić na szali wygranej. Ambitne
rodzeństwo zachwycone światem, w którym się znalazło, postanawia przystąpić do turnieju
Gry o Władzę.
Szczerze muszę przyznać, że nie mam dużego doświadczenia,
jeśli chodzi o lekturę light novel. Do tej pory jakoś specjalnie nie ciągnęło
mnie do japońskich powieści ilustrowanych - zwłaszcza tych wydawanych w Polsce,
są one bowiem skierowane przede wszystkim do młodzieży. Głównymi odbiorcami „No Game No Life”, najnowszej light novel
wydanej przez Waneko, również będą według mnie głównie młodzi czytelnicy – nastolatki.
Powieść jest niewyszukana, bardzo prosta, momentami wręcz naiwna. Sposób kreowania
historii wyklucza możliwość traktowania jej jako opowieści o ludziach z krwi i
kości. W książce pojawiają się sceny wydarte niemal żywcem z japońskich
komiksów i animacji. Postacie przelatują przez drzwi i toczą się niczym piłka,
walą głową o ścianę lub podłogę – trudno wyobrazić sobie, że prawdziwy człowiek
wykonuje tak absurdalne czynności.
Dużo jest w „No Game No Life” fanserwisu: pojawiają się
niewybredna żarty o podtekstach erotycznych, macanki, kuse stroje, erotyczne
sceny rodem z utworów ecchi. Narracja w utworze jest prosta, autor nie trzyma
jej w ryzach, fragmentom tekstu brakuje spójność. Narrator wypowiada się w
czasie przeszłym, by za chwilę przejść na czas przyszły – wprowadza to spore
zamieszanie i zaburza płynność lektury. Pisarski warsztat Yuu Kamiya pozostawia
wiele do życzenia.
Przyjemność lektury odbierał mi nie tylko specyficzny styl
pisarza, równie irytujące były błędy obecne w polskim wydaniu powieści. Im
bliżej było do końca końca, tym więcej lapsusów i literówek pojawiało się w
tekście. Wyłapane przeze mnie błędy obejmowały: urwane zdania, niepotrzebne
wstawienie przyimków, literówki w wyrazach, błędy gramatyczne i interpunkcyjne.
Odniosłam nieprzyjemne wrażenie, że korekta niejako odpuściła sobie dokładne
sprawdzenie końcówki tomiku.
„No Game No Life” to trzecia na Polskim rynku seria powieści
ilustrowanych, których fabuła została oparta na koncepcie przeniesienia
głównych bohaterów do uniwersum gry lub świata rządzącego się jej zasadami.
Dwie podobne novele zostały wydane wcześniej przez wydawnictwa Kotori (Sword
Art Online) i Studio JG (Log Horizon), „No Game No Life” nie jest więc tytułem,
który wnosiłby sobą coś nowego, czy innowacyjnego na Polski rynek light novel
(chyba, że za nowość wśród powieści ilustrowanych uznamy wydanie utworu, w
którym dominują elementy ecchi), niemniej tytuł cieszy się popularnością. Powieść
została wydana ze względu na duże zainteresowanie wykazywane ze strony fandomu.
Utwór Yuu Kamiya cieszy się też dużą popularnością w Japonii, gdzie doczekał
się animacji i adaptacji komiksowej. Ja mam mocno mieszane uczucia po lekturze
pierwszego tomu „No Game No Life” i daleka jestem od zachwytów.
Autor nie miał złego pomysłu. Kreacje świata przedstawianego
i głównych postaci są niezłe. Zaintrygował mnie świat Disboard i postaci
genialnej jedenastolatki i jej osiemnastoletniego brata, ale pewien niesmak
pozostawia erotyczna obsesja rodzeństwa oraz nadużywanie przez autora
fanserwisu. Nie do końca odpowiada mi styl pisarza, a obecność błędów - które
wyłapałam bez specjalnego wczytywania się w tekst - doprowadziła mnie do białej
gorączki.
Szczerze, nie wiem jeszcze czy sięgnie po kolejne tomy light
novel „No Game No Life”. Jestem ciekawa
jak potoczy się dalszy ciąg tej historii, jednak nie wiem czy dam radę
przyzwyczaić się do specyficznego typu narracji, boję się też ewentualnych,
niewyłapanych błędów. Nic nie denerwuje mnie bowiem tak bardzo, jak najeżona
błędami powieść, która przeszła ponoć korektę.
Czytaliście ten tytuł, planujecie go przeczytać?
Jakie są Wasze wrażenia?
Kurczę, chciałam kupić pierwszy tom na próbę, ale jak tak na to patrzę, to chyba sobie odpuszczę. :/
OdpowiedzUsuńOgólnie Waneko jakoś zaniża sobie poziom LNkami. W trzecim tomie "Zerowej Marii..." było też parę głupich błędów, tyle że na początku, a to chyba jeszcze gorzej świadczy o wydawnictwie. XD
Ja zastanawiam się, czy sięgnąć po drugi tom. Historia zaintrygowała mnie w pewnym stopniu, ale kilka rzeczy mi przeszkadzało - błędy szczególnie.
UsuńChyba spróbuję przeczytać jeszcze "Durararę" od Kotori, by przekonać się, czy light novel to gatunek dla mnie.
Skutecznie wyleczyłam się z ciekawości do LNek poprzez przeczytanie Zerowej Marii (tylko tomu pierwszego). Wolę przeznaczyć te pieniądze na normalną zwykłą książkę lub mangę niż na LNkę. Marię męczyłam przez prawie 3 tygodnie!!! Dlatego po inne lekkie powieści nie będę już "tak o" sięgać. Mam na półce jeszcze Sword Art Online, dlatego pewnie kiedyś to przeczytam jako kolejne, ale na pewno nic nie będę na razie dokupywać.
OdpowiedzUsuńCo do No Game No Life to anime jest przyjemne. Ecchi nie jest moim gatunkem. Ba! Staram się go nawet momentami unikać, ale słyszałam, że właśnie w oryginale jest sporo sprośnawych fragmentów. Mangę również przeczytałam, jednak animacja zrobiła na mnie dużo lepsze wrażenie. :D
I podzielam zdanie PustegoKwadracika - Waneko obniża sobie poziom LNkami.
W takim razie tłumaczenie przygotowane przez Waneko jest wierne, sprośności jest rzeczywiście dużo.
UsuńJeśli wszystkie LNki utrzymują poziom literacki podobny do tego zaprezentowanego w utworze Kamiya, to chyba również szybko wyleczę się z ciekawości.
Brzmi nieciekawie.... ja czytałam ostatnio "Log Horizon" tom 1 i o dziwo mi się podobał - literacko jest według mnie nawet lepiej niż w "Na skraju jutra" - słownictwo rozbudowane, dużo opisów i sama fabuła jakaś taka... sensownejsza.
OdpowiedzUsuńJeśli trafi mi się okazja lub będę miała wolne środki, spróbuję zapoznać się z tytułem.
UsuńHu hu. No to jak "Log Horizon" jest lepsze, jak "AYNiK" od Galerii Książki, to trzeba się będzie kiedyś zaopatrzyć :D
UsuńJa jeszcze czepiam się czcionki bezszeryfowej :D
OdpowiedzUsuńMnie ta czcionka nie przeszkadzała w czytaniu, wiec nawet nie zwróciłam na nią uwagi, choć widziałam, że na forum Waneko wiele osób na nią narzekało.
Usuń