W TEJ WITRYNIE SĄ WYKORZYSTYWANE PLIKI COOKIE, KTÓRYCH GOOGLE UŻYWA DO ŚWIADCZENIA SWOICH USŁUG I ANALIZOWANIA RUCHU. TWÓJ ADRES IP I NAZWA KLIENTA UŻYTKOWNIKA ORAZ DANE DOTYCZĄCE WYDAJNOŚCI I BEZPIECZEŃSTWA SĄ UDOSTĘPNIANE GOOGLE, BY ZAPEWNIĆ ODPOWIEDNIĄ JAKOŚĆ USŁUG, GENEROWAĆ STATYSTYKI UŻYTKOWANIA ORAZ WYKRYWAĆ NADUŻYCIA I NA NIE REAGOWAĆ

środa, 30 grudnia 2015

"Brama Niebiańskiego Spokoju" Zbigniew Domino

Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza
Liczba stron: 148
Rok wydania: 1987


„Brama Niebiańskiego Spokoju” jest dziennikiem z podróży po Chinach, którą Zbigniew Domino odbył w 1985 roku wraz ze Zbigniewem Safianem i Bohdanem Drozdowskim. Troje członków PZPR wyruszyło do Chin, by podjąć rozmowy dotyczące zawiązania międzynarodowej  współpracy literackiej. Uczestniczy wyjazdu są postaciami kontrowersyjnymi i nie trudno domyślić się, dlaczego to właśnie oni zostali wysłani do Chińskiej Republik Ludowej. Autor publikacji, Domino, był oddany partii, pełnił funkcję prokuratora w okresie stalinowskim, był pisarzem tworzącym literaturę o charakterze propagandowym, która gloryfikowała ustrój komunistyczny. W „Bramie Niebiańskiego Spokoju” nie trudno dostrzec pewną tendencyjność, choć autor w przedmowie zastrzega, że w jego relacji zabraknie komentarza i nie będzie on wyciągał i formułował wniosków ze swej podróży.

Relacja Zbigniewa Domino obejmuje okres od 28 października do 19 listopada. Pisarz opisuje zaplanowaną co do minuty wycieczkę po Chinach. Opisuje lokalny koloryt i chińskie krajobrazy, jedzenie i atrakcje turystyczne odwiedzane pod nadzorem przewodników. Przytacza kilka faktów historycznych i relacjonuje w skrócie spotkania z chińskimi literatami, przytacza anegdoty. W dzienniku dość często wspomina autor o Rewolucji Kulturalnej, która miała miejsce w latach 1966-1976. Pisarza zadziw fakt, że nie wszystkie bogactwa kultury starych Chin przepadły. Domino zastanawia się, jak to naprawdę było z ową rewolucją. Sporo jest pod koniec rozmyślań dotyczących działalności Mao Tse-tunga i roli wznieconej przez niego rewolucji.

Mam spory problem z ocenieniem „Bramy Niebiańskiego Spokoju”. Z jednej strony, to dość ciekawa relacja z wycieczki do Chin. Z drugiej, kontrowersyjna sylwetka pisarza sprawia, że zastanawiałam się ile jest w tej opowieści czystego obiektywizmu, a ile ideologicznych podtekstów, a co najważniejsze, czy owe podteksty w tej publikacji w ogóle się pojawiają.

Książka przeczytana w ramach wyzwania 2015 ReadingChallenge - literatura faktu.

wtorek, 29 grudnia 2015

"Łaskawa ziemia" Pearl S. Buck

Cykl: Ziemski dom (tom 1)
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 320
Rok wydania 2012

Wang Lung, ojciec rodu, zmaga się z "marnotrawnymi" synami, żonami i marzeniem o ziemi. Jest człowiekiem z krwi i kości. Nieraz musi dokonywać bolesnych wyborów, nieustannie poddawany jest presji tradycji, własnej pożądliwości i jakże ludzkich lęków. Jego los jest korowodem wydarzeń- niekiedy tragicznych, niekiedy zabawnych i radosnych.
Realistyczna, ciepła narracja oraz nagromadzone emocje sprawią, że odległa rzeczywistość Chin staje się czytelnikowi bardzo bliska.

„Łaskawa ziemia” stanowiąca pierwszy tom trylogii „Ziemski dom” jest utworem, który przyniósł Pearl S, Buck literackie laury. Powieść została nagrodzona w roku 1932 nagrodą Pulitzera, między innymi dzięki tej książce pisarka zdobyła w 1938 Nagrodę Nobla. Cóż niezwykłego jest w „Łaskawej ziemi”, że spotkała się z tak pozytywnym odbiorem literackiej krytyki i czytelników, dzięki którym książka wkrótce po wydaniu utrzymywała się dwa lata na liście bestsellerów Naw York Timesa?

Powieść, a właściwie cała trylogia, jest sagą rodzinną. W pierwszym tomie zostały ukazane losy prostego chłopa Wang Lunga, któremu śmiało można by nadać miano protoplasty rodu. To on wyniósł swój ród ponad przeciętnych obywateli. Zapewnił rodzinie bogactwo i szacunek. Jego miłość do ziemi i ciężka praca doprowadziły rodzinny majątek do rozkwitu.

Utwór stanowi apoteozę ziemi, jest historią człowieka hołubiącego żywiącą go rolę. To hymn pochwalny dla łaskawej ziemi, która stanowi jedyne pewne i stałe bogactwo na kapryśnym świecie targanym rewolucjami i wojnami. Jej żyzne łono zapewnia strawę i bogactwo, może też niestety sprowadzić głód, gdy bogowie odwrócą się od ludu i nie ześlą na nią życiodajnego deszczu.

Wang Lung, wraz z wierną i pracowita małżonką, w pocie czoła obrabia niewielkie spłachetki pola. Nikt nie kocha i nie pragnie ziemi bardziej niż on. Nikt lepiej nie rozumie czarnej, urodzajnej gleby, która jest matką rodzącą, karmiącą i przyjmującą ludzi w swe głębiny, kiedy już przyjdzie ich pora. Ziemia w powieści Buck urasta niemal do rangi bóstwa, stanowi dla człowieka jedyną, pewną ostoję i bezcenne aktywa jego majątku.

„Łaskawa ziemia” to ciekawa opowieść, w której centrum znajduje się tytułowa ziemia stanowiąca podstawę utrzymania bohaterów. Wang Lung i jego rodzina przeżywają upadki i sukcesy, radość miesza się ze smutkiem i zgryzotą, ale ziemia stanowi stały punkt w ich życiu. To dzięki niej mogą podnieść się po katastrofie. Praca na roli, choć jest ciężka, stanowi dla bohaterów błogosławieństwo, zapewnia im nie tylko wyżywienie, ale i spokój duszy.

Pearl S. Buck napisała interesującą powieść o miłości do ziemi, która nie stanowi jednak jedynie hymnu ku chwale życiodajnej gleby. Jest to utwór, z którego można dowiedzieć się wielu ciekawych faktów dotyczących chińskiej kultury i zwyczajów.
 

Książka przeczytana w ramach wyzwania 2015 ReadingChallenge - książka, która otrzymała nagrodę Pulitzera.

czwartek, 17 grudnia 2015

"Będę tam" Shin Kyung-sook

Wydawnictwo: Kwiaty Orientu
Liczba stron: 326
Rok wydania: 2012

Seul, lata osiemdziesiąte XX wieku. Jeong Yun po rocznym urlopie dziekańskim wraca na studia, gdzie spotyka Myeong-seo i Mi-ru. Już od pierwszego spotkania nowi przyjaciele intrygują Yun nie mniej niż pełne tajemnic uliczki Seulu. Czasy są ciężkie - Korea Południowa wciąż znajduje się pod dyktaturą wojskową ? cała trójka zaprzyjaźnia się, wspiera wzajemnie i darzy specjalnym uczuciem....



Literatura azjatycka dla Polskiego czytelnika to bardzo często czysta egzotyka. Między Europą i Azją istnieje głęboka przepaść – przepaść geograficzna i kulturowa. Jeśli  nigdy nie interesowała Cię ta kultura, możesz nieźle się rozczarować. Jeżeli natomiast czytasz artykuły o konkretnych krajach azjatyckich, czytasz książki pisane przez autorów pochodzących z państw, które cię zafascynowały, czy chociażby oglądasz filmy lub seriale potocznie nazywanymi dramami, masz już jakiś szczątkowy wgląd w specyfikę tego obszaru, uszczknąłeś szczyptę niesamowitego, obcego dla Europejczyka orientalnego klimatu. Podglądałeś zachowania Japończyków, Chińczyków i Koreańczyków. Serial nie przekaże Ci czystej prawdy, ale zapewne ułatwi Ci późniejszy odbiór azjatyckiej literatury. Na pewno lepiej zrozumiesz zachowanie literackich postaci, kiedy masz już jakieś pojęcie o mentalności mieszkańców wschodu.

„Będę  tam” to liryczna opowieść, która od razu trafiła do mojego serca. Fabuła nie jest bogata w niesamowite czy dynamicznie rozgrywające się wydarzenia, ale panujący w niej klimat mnie zaczarował. Bohaterami tej nastrojowej opowieści jest trójka studentów – Jeong Yun, Myeong-seo, Mi-ru. Młodzi ludzie poznają się na wykładach u profesora Yuna. Od pierwszych chwili zaczyna łączyć ich niezwykła, trudna do zdefiniowanie przez czytelnika, więź. Wzajemna fascynacja przekształca się w przyjaźń, a później w miłość. Uczucia zostały przedstawione bardzo subtelnie - całkiem odmiennie niż w literaturze europejskiej, gdzie miłość jest gwałtowna i namiętna, a emocje okazuje się w bardziej otwarty i bezpośredni sposób.

Powieść Shin Kyung-Sook to przede wszystkim głęboki, wielowymiarowy utwór o uczuciach, jest tu trochę historii i pewna dawka tajemnicy, ale to relacje międzyludzkie znajdują się w fabularnym centrum opowieści.

„Będę tam” to wspaniały tytuł, ale czytelnicy, którzy nigdy nie interesowali się koreańską kulturą i obyczajowością  mogą poczuć się mocno zaskoczeni sposobem przedstawienia relacji zachodzących między postaciami.


Książka przeczytana w ramach wyzwania 2015 ReadingChallenge -  książka z akcja osadzoną w miejscu, do którego zawsze chciałam pojechać.
 

środa, 4 listopada 2015

"Hotel słodko-gorzkich wspomnień" Jamie Ford

Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 352
Rok wydania: 2011

Piękna historia uczucia, którego nie zniszczyły ani wojna, ani czas... Henry, amerykański Chińczyk, wdowiec, dowiaduje się że w starym hotelu w Seattle odnaleziono rzeczy japońskich rodzin, internowanych po ataku Japonii na Pearl Harbour. Henry znajduje tam parasolkę, należącą do Keiko, jego pierwszej miłości. Był rok 1942. Oboje musieli swe spotkania ukrywać przed najbliższymi, gdyż Japonia okupowała Chiny, i przed otoczeniem, bo jako Azjaci, stali się wrogiem całej Ameryki. Rozdzieleni, więcej nie zobaczyli się. Teraz Henry postanawia odszukać Keiko. 


„Hotel słodko-gorzkich wspomnień” jest sentymentalnym romansem obracającym się wokół wątku nostalgicznej, młodzieńczej miłości. Historia wykreowana przez amerykańskiego pisarza rozgrywa się na dwóch planach czasowych w roku 1986 oraz w latach II wojny światowej (głównie rok 1942). Wydarzenia rozgrywają w się Seattle. Tematem jest nieszczęśliwa, pierwsza miłość chińskiego chłopca do japońskiej dziewczynki.

Rok 1986. W piwnicy hotelu położonego na styku dawnej dzielnicy chińskiej z japońską zostają odnalezione pamiątki po Japończykach, którzy w czasie II wojny światowej zostali przeniesieni do obozów przesiedleńczych. Informacja o znalezisku budzi wspomnienia Henrego Lee – Chińczyka, wdowca, który w czasach wojny przeżywał swa pierwszą miłość. Znalezisko pobudza słodko-bolesne wspomnienia. Mężczyzna dostrzega wśród pamiątek przedmioty należące do jego dawnej miłości. Henry przypomina sobie Keiko – Amerykankę japońskiego pochodzenia, która zdobyła jego serce, ale z którą musiał się rozstać z powodu wojny i podstępnych działań swego ojca, który szczerze nienawidził Japończyków.

Debiut Jamiego Forda jest romansem jakich wiele (wątek miłosny nie ujął mnie za serce). Powieść wyróżnia ciekawe tło historyczne. Pisarz w interesujący sposób przedstawił niechęci amerykańskich Chińczyków żyjących wojennym konfliktem na linii Chiny-Japonia do obywateli japońskiego pochodzenia. Ciekaw był wątek rodziny głównego bohatera i nierozerwalnie związany z nim wątek tożsamości oraz ukazanie różnych postaw dotyczących poczucia przynależności narodowej przez obywateli pochodzenia chińskiego i japońskiego.

„Hotel słodko-gorzkich wspomnień” może nie jest pozycją wybitną, ale zaciekawiły mnie przedstawione w powieści wątki historyczne (choć ostrzegam, że da się znaleźć kilka błędów rzeczowych, których część została ponoć poprawiona w wydaniu amerykańskim), obyczajowe i społeczne. 

Książka przeczytana w ramach wyzwania 2015 Reading Challenge - książka z antonimami w tytule.
 

poniedziałek, 28 września 2015

"Tam, gdzie śpiewają pawie, czyli jak poślubiłam indyjskiego księcia" Alison Singh Gee

Wydawnictwo: Znak/Między słowami
Liczba stron: 350
Rok wydania: 2013

To była miłość od pierwszego wejrzenia, a przy okazji prawdziwa rewolucja w życiu Alison. Kiedy na jej drodze stanął Ajar, wiedziała, że są sobie przeznaczeni. Wiedziała, że dzielą ich różnice kulturowe. Ale nie przewidziała, że ukochany jest księciem, a jego rodzina mieszka w pałacu. Na dodatek hinduskie zwyczaje i tradycje przyprawiają ją o zawrót głowy. Czy żona księcia może być szczęśliwa?



„Tam, gdzie śpiewają pawie, czyli jak poślubiłam indyjskiego księcia” nie jest obszerną publikacją. Przeczytanie kilkuset stron kieszonkowego wydania nie powinno zając mi wiele czasu, tymczasem książkę Singh Gee mordowałam przez blisko miesiąc. Utwór, w którym spodziewałam się znaleźć nastrojową, romantyczną opowieść z nawiązaniami do indyjskiego orientu, okazał się nudną prozą, w której autorka wylewa głównie swoje żale i rozterki. Pisarka nie wystawiła sobie zbyt chlubnej wizytówki - Alison Singh Gee, którą poznaje czytelnik, jawi się jako małostkowa, próżna i zachłanna kobieta, dla której priorytetem są pieniądzem i wysoka pozycją społeczną.

„Tam, gdzie śpiewają pawie” przybiera formę pamiętnika. To zapis wspomnień Amerykańskiej reporterki pochodzenia chińskiego, która przeniosła się do Hongkongu i tam znalazła miłość swego życia – indyjskiego korespondenta o arystokratycznym pochodzeniu, Ajaya. Alison z kart książki to postać dość płytka. Kobieta ma bogatego chłopaka, dni mijają jej na uczestniczeniu w bankietach, spotkaniach z bogatymi znajomymi i zakupach w ekskluzywnych butikach. Kiedy do jej życia wkracza Ajay, sytuacja materialna dziennikarki diametralnie się zmienia. Porzuca ona dotychczasowego partnera i przenosi się do  niewielkiego, wynajmowanego mieszkanka. Zmianie sytuacji życiowej towarzyszy mnóstwo rozterek dotyczących finansów. Kobieta ciągle narzeka, że musiała zrezygnować z luksusów (z wizyt w restauracjach, z uczestnictwa w rejsach, z podróżowania taksówką). Allison jawi się jako istota niezwykle interesowana, dla której pieniądze stanowią najważniejsza wartość w życiu – taki wizerunek kobiety podkreśla scena, w której dowiaduje się, że Ajay wywodzi się z upadłej arystokracji i jest posiadaczem indyjskiej posiadłości haweli. Wstyd spowodowany zmianą stopy życiowej przekształca się w zachwyt – wydaje się, że bohaterce bardziej zależy na pałacu niż na narzeczonym.

„Tam, gdzie śpiewają pawie” to przeciętny, momentami bardzo irytujący utwór, w centrum którego stoi niezbyt sympatyczna bohaterka. Choć w książce pojawiają się pewne elementy kultury Indii, to Alison Singh Gee nie poświęca im głębszej refleksji, nie próbuje ich przybliżyć czytelnikowi – najważniejsza jest ona i jej dziecięce marzenie zamieszkania w indyjskim pałacu. Ciągłe czytanie o materialnych dylematach bohaterki męczyło mnie i odbierało przyjemność z lektury.  


Książa przeczytana w ramach wyzwania 2015 Reading Challenge, książka z fabułą opartą na prawdziwej historii. 

niedziela, 30 sierpnia 2015

"Dziewczyny z ruin" Tsukiji Nao

Tytuł oryginału: Haikyo Shoujo
Wydawnictwo: Waneko
Gatunek: tajemnica, dramat, fantasy
Rok wydania: 2015


Najnowsza publikacja spod znaku Jednotomówek Waneko to klimatyczny, pięknie narysowany zbiór czterech one-shotów utrzymanych w onirycznej, baśniowo-steampunkowej konwencji. Wszystkie zaprezentowane historie rozgrywają się na tle ruin. Każdy z komiksów zawiera w sobie pewien pierwiastek grozy, szaleństwa i surrealizmu, zresztą w opowieściach można znaleźć wiele wspólnych mianowników. Wszystkie one-shoty poruszają tematykę miłości – miłości romantycznej, miłości dziecka do rodzica, miłości do swej pasji. Analogie pojawiają się też w warstwie graficznej - tła wypełniają cudnej urody obrazy wypełnione mitycznymi stworzeniami, kołami zębatymi oraz tajemniczymi maszynami.

W skład tomiku wchodzą cztery opowiadania: „Dziewczyny z ruin”, „Człowiek, który widział muzykę” „Dziewczyna z szuflady” i „Wzgórze kapeluszy”.  Naprawdę ciężko jest mi wybrać ulubioną historię, bo każda z nich ma w sobie coś wyjątkowego.  „Dziewczyny z ruin” to opowiadanie utrzymane w klimacie grozy. Dwie uczennice trafiają do ruin starej fabryki, które niebawem mają wylecieć w powietrze. Od jednej z nich zależy, czy uda im się uciec z przymusowego więzienia. „Człowiek, który widział muzykę” to z kolei historia starego nauczyciela, który uzyskuje niezwykły dar dostrzegania muzyki - niestety okazuje się, że przybiera ona makabryczne kształty, które zaczynają prześladować kompozytora. To opowieści o tym, jak zawiść przekształca człowieka odbierając mu radość życia.  „Dziewczyna z szuflady” jest komiksem romantycznym. Główny bohater, twórca dioram, podaje się za swego zmarłego brata bliźniaka i zamieszkuje z jego pacjentką, która bezpiecznie czuje się tylko w szufladzie komody. Mężczyzna chce odkryć, czy kobieta miała coś wspólnego z dziwaczną śmiercią Kozuego, którego zwłoki znaleziono właśnie w szufladzie. „Wzgórze kapeluszy” to  historia o zabarwieniu komediowym. Thoma - syn ubogiej kapeluszniczki, która tworzyła kapelusze dla zmarłych - tworzy bogate i ekscentryczne nakrycia głowy dla elit. Jego sława dociera na dwór królewski. Kapelusznik i jego asystentka zostają zaproszeni do zamku, ale gubią się po drodze i trafiają do ruin, w których króluje tajemnicza postać przypominająca śmierć. Kapelusznik ma trzy dni, by obdarować kapeluszem każdą ze spotkanych postaci i wydostać się z ruin, inaczej on i Dollchelle pozostaną tam na zawsze.

Tsukiji Nao może poszczycić się naprawdę piękną  i nieco specyficzną kreską. Dominują miękkie linie, nawet postacie męskie są przedstawione w sposób androgeniczny. Stroje bohaterów są niezwykle szczegółowe, bogate w detale – ich piękno uderza zwłaszcza we „Wzgórzu kapeluszy”. Wykonane przez Thomę nakrycia głowy są małymi dziełami sztuki. Tła są szalenie bogate, a dość oryginalne zastosowanie okrągłych kadrów sprawia, że rysunki nabierają dodatkowej miękkości i lekkości. Czytelnikowi nie pozostaje nic innego, jak cieszyć się z powiększonego formatu mangi i podziwiać kunszt ilustracji.  

„Dziewczyny z ruin” to na chwilę obecną moja ulubiona Jednotomówka Waneko. Tsukiji Nao urzekła mnie pięknymi ilustracjami i niepokojącymi opowieściami, które nie tylko bawią, ale dostarczają również ciekawych przemyśleń na temat ludzkiej natury. Mam ogromną nadzieję, że „Dziewczyny z ruin” spotkają się z pozytywnym przyjęciem, mnie ten tytuł zauroczył.

czwartek, 20 sierpnia 2015

"Ścieżki Młodości" tom 1, Io Sakisaka

Tytuł oryginału: Ao Ha Ride
Wydawnictwo: Waneko
Gatunek: shoujo, okruchy życia, komedia
Rok wydania: 2014

„Ścieżki Młodości” – niby zwykła manga shoujo, a ma w sobie coś urokliwego, co przyciąga czytelników, którzy zdawałoby się mają dość romantycznych fabuł, w których kolejni twórcy zanudzają odbiorców powielaniem schematów. W czym tkwi czar tego tytułu? W słodko-gorzkiej fabule? W sympatycznych bohaterach? W przecudownej kresce Io Sakiskaki? A może to bajeczne obwoluty, na które wystarczy spojrzeć tylko raz, by zakochać się w pięknie pokolorowanych obrazach przedstawiających głównych bohaterów, przyciągają do romantycznej mangi? – ja zostałam zwabiona, złapana jak mucha przez rosiczkę. Tak długo wpatrywałam się w cudne ilustracje obwolut, że w końcu zdecydowałam się zaprosić pierwszy tomiku komiksu na swoją półkę, choć miejsca na niej, jak na lekarstwo.

Pierwszy tom „Ścieżek Młodości rzeczywiście uwiódł mnie niezwykle piękną kreską i bardzo ładnymi projektami postaci. Ilustracje są delikatne i śliczne, mogłabym oglądać je bez przerwy i podejrzewam, że nigdy mi się nie znudzą - nie mogę powstrzymać się od ciągłego kartkowania tomiku.

Fabuła nie przedstawia niby nic odkrywczego, a jednak zaciekawia. Główna bohaterka komiksu to chodząca do pierwszej klasy liceum Futaba Yoshioka. Dziewczyna bardzo atrakcyjna, która robi jednak wszystko by nie przyciągać zainteresowania chłopców. Bohaterka, która wyniosła przykre wspomnienia z gimnazjum, stara się wyglądać jak najmniej dziewczęco, co zapewnia jej zainteresowanie i przyjaźń koleżanek, które nie znoszą słodkich dziewczyn, które zwracają na siebie uwagę płci przeciwnej.

W pierwszym tomie mangaczka nakreśla historię Futaby, która będąc gimnazjalistką zakochała się Tanace Kou. Chłopiec zniknął jednak z jej życia, zanim miała szansę wyznać mu swoje uczucia. Po latach, w trakcie których bohaterka ciągle pamiętała o swojej pierwszej, straconej miłości, Futaba dostaje kolejną szansę na nawiązanie relacji z chłopakiem. Okazuje się, że bohater - noszący obecnie nazwisko Mabuchi - jest uczniem tego samego liceum. Oto rozpoczyna się opowieść o straconych szansach i próbach zbudowania czegoś nowego, historia o pierwszych uczuciach, dramatach serca i budowaniu prawdziwej przyjaźni - aby dowiedzieć się jak potoczą się losy Futaby i Kou oraz ich przyjaciół, należy sięgnąć po ten i kolejne tomy mangi.

Io Sakisaka w pierwszej części mangi przedstawia nam kluczowe postacie historii. Poznajemy parę głównych bohaterów, przyjaciółki Futaby, nieśmiałą moe Yuuri Makitę, wyniosłą piękność Shuuko Murao i jej tryskającego energią przyjaciela. Pierwszy tom to przede wszystkim przedstawienie sytuacji bohaterów, zbudowanie tła opowieści i  zarysowanie wątków, które na pewno znajdą swoją kontynuację w kolejnych częściach komiksu.

„Ścieżki Młodości” to bardzo przyjemny tytuł. Momentami melancholijna, momentami zabawna fabuła oraz wspaniała kreska przyciągnęły mnie do tej mangi. Z pewnością sięgnę po kolejne tomy komiksu Io Sakisaki.

sobota, 8 sierpnia 2015

"Interior" Lisa See

Cykl: Czerwona Księżniczka (tom 2)
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 464
Rok wydania: 2015

Intrygujący portret chińskiego społeczeństwa, w którym nic nie jest takie, jak się początkowo wydaje. Pasjonująca opowieść o chciwości, korupcji, desperacji i… miłości wystawionej na ciężką próbę.
David Stark otwiera kancelarię prawniczą w Pekinie, a jego ukochaną, Liu Hulan, dawna przyjaciółka prosi o pomoc w zbadaniu przyczyn tajemniczej śmierci swojej córki. Dziewczyna pracowała w fabryce zabawek, która wkrótce ma zostać sprzedana nowemu klientowi Starka, firmie Tartan Incorporated.
Mimo protestów Davida Hulan wybiera się do położonej w głębi Chin wioski Da Shui. W czasie śledztwa mnożą się wątpliwości i podejrzenia o przestępstwa popełnione przez Tartan Incorporated. Stark i Hulan stają po przeciwnej stronie barykady: jedno z nich usiłuje znaleźć winnego i schwytać mordercę, podczas gdy drugie czuje się zobowiązane, by chronić interesy klienta. Oboje poznają uniwersalne prawdy na temat dobra i zła i nauczą się balansować na cienkiej granicy, która je od siebie oddziela.

„Interior” - druga części cyklu kryminalnego „Czerwona księżniczka” - niestety nie spodobał mi się tak bardzo, jak „ Sieć rozkwitającego kwiatu”. Na pewno sporo w tym winy miał oczywisty, na pierwszy rzut oka, wątek kryminalny oraz zachowanie głównej bohaterki, której nieodpowiedzialne działania ocierały się momentami o głupotę.

Akcja powieści przenosi czytelnika w głąb chińskiego interioru, do położonego w prowincji Shanxi miasteczka Da Shui, gdzie mieszka dawna przyjaciółka inspektor Liu Hulan. Córka Sunchee, Miaoshan, popełniła samobójstwo, jednak zrozpaczona matka nie chce wierzyć, że jej brzemienne, zaręczone z synem zamożnych sąsiadów dziecko targnęło się na swoje życie. Kobieta podejrzewa, że ktoś pomógł umrzeć Miaoshan, a jej śmierć może mieć jakiś związek z miejscem jej pracy – fabryką zabawek Knighta. Znalezione w skrytce papiery zdają się potwierdzać tezę, że denatka wpakowała się w jakąś aferę.

Mniej więcej w tym samym czasie, w którym Hulan udaje się do Da Shui, jej partner, David Stark, przylatuje do Chin, by rozpocząć adwokacką działalność. Bohater, po tym jak na jego oczach zginął dawny znajomy, zdecydował się porzucić pracę w prokuratorze i przyjąć posadę w konsorcjum Tartan Incorporated, które chce nabyć wspominaną wcześniej fabrykę Knighta. Przypadek sprawia, że dwójka bohaterów stanie po przeciwnych stronach barykady. Stark, który przeniósł się do Chin, by być bliżej swej ukochanej, będzie starał się bronić interesów swoich klientów, podczas gdy Hulan będzie dążyła do odkrycia prawdy dotyczącej śmierci młodej dziewczyny.

Pierwsza myśl, kiedy w trakcie lektury odkryłam, że sporą część akcji dotyczy amerykańskiej fabryki w Chinach – poruszony zostanie temat taniej siły roboczej, wykorzystywania pracowników, trudnych i niebezpiecznych warunków pracy. Niewiele się pomyliłam, bo w pewnym momencie dochodzenia prowadzonego przez bohaterów na światło dzienne wychodzą wspominane problemy. Temat nadużyć w chińskich fabrykach nie jest mi obcy i spodziewałam się, że wypłynie w powieści, więc pod tym względem zaskoczenia nie było. Zaskoczyło mnie natomiast rozwiązanie wątku Miaoshan, to liczę na plus.

Wspomniałam na początku, że jednym z minusów powieści było zachowanie głównej bohaterki. Hulan w kilku momentach zachowywała się nieodpowiedzialnie, jakby całkowicie zapomniała, że nie jest odpowiedzialna tylko za swoje życie. Kobieta zgrywała twardą panią inspektor, która nic nie robi sobie z ran, co w rezultacie doprowadziło niemal do tragedii - po wykształconej, inteligentnej kobiecie można by spodziewać się większej dozy rozsądku i świadomości do czego może doprowadzić zaniedbanie poważnego, głębokiego skaleczenia. Bohaterka niestety w wielu momentach mnie irytowała. Wydaje mi się również, że w tym tomie wątek romantyczny nabrał sztampowego charakteru.

Podsumowując. „Interior” jest niezłym kryminałem, ale odwłoku nie urywa ;) Chyba wolę See w wydaniu historyczno-romantycznym.

wtorek, 19 maja 2015

"Śmiech w chmurach" tom 3, KarakaraKemuri

Tytuł oryginału: Donten ni Warau
Wydawnictwo: Waneko
Gatunek: akcja, fantasy historia
Rok wydania: 2015

Trzeci tom „Śmiechu w chmurach” oferuje czytelnikowi sporą dawkę humoru i jeszcze większą dawkę dramatyzmu i wzruszenia. W obliczu przedstawionych w tej części faktów, ciężko uwierzyć w słowa autorki, że manga będzie zmierzała do szczęśliwego zakończenia. Klimat staje się cięższy ze strony na stronę. Gagi znajdujące się w pierwszej połowie komiksu ustępują miejsca mocno poruszającym, chwytającym za serce scenom.

Zmanipulowany przez członków Yamainou Soramaru udaje się do więzienia na jeziorze Biwa, by zbadać prawdziwość plotek, jakoby skazańcy przemycali coś na teren fortecy. Cichym wspólnikiem drugiego brata zostaje Chuutarou, który dość pociesznie dekonspiruje poczynania szpiega. Osłabiony chorobą Tenka prosi Shirasu o wydostanie brata z Bramy Więziennej. Tymczasem spotkanie Soramaru z jednym ze skazańców przybiera nieoczekiwany obrót, chłopiec przypomina sobie tragiczne wspomnienia z dzieciństwa.

KarakaraKemuri raczy czytelnika i swoich bohaterów coraz większymi dawkami informacji – w tym tomie dostajemy ich naprawdę sporo. Poznajemy tożsamość Naczynia Orochiego, zostajemy  pobieżnie zapoznani z historią potwora, wokół którego krąży główny wątek fabularny mangi. Autorka – podobnie jak było to we wcześniejszych tomach - oszczędnie i stopniowo odkrywa kolejne fakty z życia bohaterów. Tym razem mamy co nieco o przeszłości Tenki, który spędził młodość w oddziale Yamainou ,oraz o jego relacjach z obecnym dowódcą jednostki. W tomie znalazło się też miejsce na kilka wspomnień przygarniętego przez rodzinę Kumou Shirasu. Pojawia się też nowa bohaterka, która być może jeszcze zagości na kartach komiksu. Dzieje się dużo, a akcja wyraźnie przyspiesza.  
 

Zakończenie trzeciego tomu wywołało we mnie spore emocje, ale to staje się regułą dla tego tytułu. Może się powtórzę, ale KarakaraKemuri wie, jak uciąć historię, by czytelnik usychał z chęci sięgnięcia po kolejną część. Jestem bardzo ciekawa, jak dalej potoczą się losy braci chmur, i czy autorka spełni zamieszczoną w posłowiu obietnicę.

Zdecydowanie warto sięgnąć po ten tytuł!
 

piątek, 27 lutego 2015

"Chiński Kopciuszek" Adeline Yen Mah

Wydawnictwo Dolnośląskie
Liczba stron: 188
Rok wydania: 2004


Tytuł książki Adeline Yen Mah mówi czytelnikowi właściwie wszystko o tej pozycji. Niestety, w moim wypadku tytuł wzbudził dodatkowe, negatywne przemyślenia. Ile w tej opowieści faktów, a ile literackiego patosu? Czy życie małej Jun-ling Yen naprawdę wyglądało tak, jak opisuje to już dorosła pisarka? Czy pióro zwyciężyło i autorka postanowiła wykreować siebie na dramatyczną, dziecięcą heroinę? Historia o niekochanej dziewczynce powinna mnie dogłębnie poruszyć, a jednak nie do końca tak się stało.

„Chiński Kopciuszek” to wspomnienia z okresu dzieciństwa pisarki. Matka Adeline zmarła tuż po jej urodzeniu, a najbliżsi odpowiedzialnością za to tragiczne wydarzenie obarczyli noworodka. Wkrótce na scenę wkroczyła macocha, która nie dbała o dzieci męża z poprzedniego małżeństwa. Oczywiście to Adeline stała się kozłem ofiarnym i popychadłem, dzieckiem pozbawionym miłości rodziców i rodzeństwa.

Czytając książkę Adeline Yen Mah nie mogłam pozbyć się wrażenia, że mam do czynienia z uwspółcześniona wersją baśni o Kopciuszku. Tytuł zrobił swoje i zapominałam, że czytam utwór autobiograficzny. Analogia losów pisarki i bohaterki baśni dla dzieci była tak mocna, że czasem miałam wrażenie, że cała historia została odpowiednio podkoloryzowana, by uzyskać ten efekt.

„Chiński Kopciuszek” to przejmująca opowieść spisana z perspektywy niekochanego dziecka, nie da się zaprzeczyć temu faktowi. Książka na pewno wzruszy niejednego czytelnika, ale we mnie ta historia nie wywołała aż tak głębokich emocji, jakich można by się spodziewać. Nie zdołałam uwolnić się od myśli, że to tylko nowa aranżacja starej baśni.


Książa przeczytana w ramach wyzwania 2015 Reading Challenge, wspomnienia.

niedziela, 1 lutego 2015

"Na dzień przed ślubem" Hozumi

Tytuł oryginalny: Shiki no Zenjitsu
Wydawnictwo: Waneko
Gatunek: josei, okruchy życia, dramat, supernatural
Rok wydania: 2015


Polski rynek mangi cały czas się rozwija. Coraz więcej czytelników ma okazję zdobyć swoje ukochane, wyczekiwane od lat tytuły. Na rynku ukazują się także popularne komiksy, które są świeżarkami nie tylko w Polsce, ale i na rynku międzynarodowym. Shouneny, shoujo, horrory, shounen-ai/yaoi, seineny – w ostatnim czasie widać duży przyrost tytułów wpisujących się właśnie w te gatunki. Wydawnictwa stale poszerzają swoje oferty tak, by były atrakcyjne dla każdego rodzaju odbiorcy. Jednak dalej istnieją gatunki traktowane po macoszemu – takie, których nie wydaje się prawie wcale, albo wydaje się je, ale publikacje kolejnych tomów są ciągle przekładane i spychane na dalszy plan. Odnoszę wrażenie, że jednym z tych niedocenianych gatunków jest josei. Tytuły spod tego znaku bardzo rzadko pojawiają się wśród wydawniczych zapowiedzi. Kiedy więc moje ulubione wydawnictwo ogłosiło w zeszłym roku, że opublikuje komiks josei, wiedziałam, że „Na dzień przed ślubem” na pewno znajdzie się w mojej biblioteczce.

Dzięki Waneko moje półki zasilił tomik zawierający zestaw sześciu ciekawych i niebanalnych one-shotów autorstwa Hozumi. Autorka stworzyła bardzo fajne, krótkie historie, które na pewno zaskoczą czytelnika. W trakcie lektury okazuje się, że pierwsze wrażenie bywa mylne, a autorka z krótkiej i z pozoru prostej historii potrafi zrobić kunsztowny klejnot. Hozumi jest dla mnie mistrzynią krótkiej formy. Stworzenie spójnej, zamkniętej, a do tego poruszającej opowieści na kilkudziesięciu stronach nie jest łatwym zadaniem, a tej mangaczce udało się to perfekcyjnie. Mnie szczególnie spodobała  się opowieść o ojcu i córce, której zakończenie było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Również opowieści o spotkaniu dwóch braci, dwójce rodzeństwa i strachu na wróble, pisarzu i jego krewnej, kocie były przyjemne w odbiorze. Najsłabszą, co nie znaczy, że gorszą od pozostałych pięciu, była historia tytułowa otwierająca tomik. 

 Jestem pod dużym wrażeniem opowiadań zaprezentowanych w „Na dzień przed ślubem”. Historie są krótkie, ale mają w sobie dużą siłę oddziaływania na czytelnika. Opowieści toczą się leniwie, co dodatkowo podkreśla ich melancholijny nastrój. Kadry, w których widać oświetlające bohaterów, rozproszone promienie światła jeszcze potęgowały we mnie wrażenia, że akcja one-shotów rozgrywa się podczas leniwych, słonecznych, letnich popołudni (wyjątkiem była historia o pisarzu, która miała zdecydowanie mroczniejszy charakter).  Nie raz rysunek wygrywał z dialogiem, to on budował nastrój historii. W niektórych scenach komentarz wcale nie był potrzebny. Sceny były tak wymownie przedstawione, że dialogi stały się właściwe zbędne. Mangaczka  niewątpliwie potrafi przekazać emocje bohaterów przy pomocy ilustracji. Kreska tego komiksu oczarowała mnie równie mocno jak treść.

Mam ogromną nadzieję, że na naszym rynku pojawi się więcej tak nietuzinkowych i ciekawie przedstawionych historii. „Na dzień przed ślubem” jest komiksem, na który zdecydowanie warto zwrócić uwagę. 

Przykładowe strony: KLIK!

czwartek, 22 stycznia 2015

"Orange" tom 2, Takano Ichigo

Wydawnictwo: Waneko
Gatunek: shoujo, dramat, tajemnica, okrychy życia
Rok wydania: 2015

Czytając pierwszy tom „Orange”, zastanawiałam się jak Takano Ichigo rozwinie wątek listów z przyszłości. Czy mangaczka podejmie próbę wyjaśnienia czytelnikowi mechanizmu rządzącego światem przedstawionym? Jak to się stało, że bohaterka otrzymała informacje z przyszłości? Dlaczego teraźniejsze działania nastolatki nie mają wpływu na rzeczywistość, w której żyje dwudziestosiedmioletnia Naho? Drugi tom przyniósł mi odpowiedzi na niemal wszystkie moje pytania. Otrzymałam spójne i sensowne informacje dotyczące tego wątku. Autorka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, naprawdę obawiałam się, że listy z przyszłości pozostaną jedynie atrakcyjnym cackiem mającym zdobić fabułę typowej mangi shoujo. Cieszę się, że moje obawy się nie ziściły.

Drugi tom „Orange” przynosi czytelnikom kluczowe informacje dotyczące świata przedstawionego - wiadomości dotyczące wariacji na temat wątku podróży w czasie. Naho nadal walczy ze swoją nieśmiałością by naprawić błędy, które kiedyś popełniła, zmienić wydarzenia, które ciążyły na duszy jej starszej postaci oraz te, które doprowadziły do śmierci jej przyjaciela. W świetle informacji, które otrzymuje czytelnik opowieść nabiera zdecydowanego, melodramatycznego rysu, który będzie obecny zapewne już do końca tej historii. Chwile szczęścia przeplatają się z bolesnymi, melancholijnymi refleksjami.

W tej części historii dalej odkrywamy kolejne tajemnice spowijające postać Kakeru, dowiadujemy się coraz to nowych rzeczy dotyczących dramatycznych losów tego bohatera. W mandze nie brak typowych wątków shoujo. Akcja tego tomu koncentruje się wokół udziału bohaterów w festiwalu Azalii, występują więc w nim typowe dla tego wątku rozwiązania fabularne - mamy wspólne przygotowanie festiwalowych atrakcji, oglądanie fajerwerków, przebierają się w tradycyjne yukaty, przypadkowe zagubienie się głównej pary w tłumie. Pojawi się również motyw prześladowania cichej i skromnej bohaterki przez zazdrosną o Kakeru Uedę i jej koleżanki. Jak widać „Orange” nie jest komiksem o całkiem oryginalnej i niesztampowej fabule, ale wątek listów i panujący w mandze smutny, melancholijny klimat robią swoje i sprawiają, że ten tytuł czyta się bez ziewania i poczucia straty czasu na lekturę czegoś, co miłośnicy japońskiego komiksu spod gatunku shoujo widzieli już kilkadziesiąt razy w lekko zmodyfikowanych wersjach. Mnie komiks czytało się bardzo przyjemnie, mimo iż był, co tu dużo ukrywać, schematyczny.

W tym tomiku dużą rolę odgrywali przyjaciele głównej pary protagonistów. Paczka Naho zauważyła, że dziewczyna interesuje się nowym kolegą. Wydaje się, że wszyscy przyjaciele kibicują tej dwójce. Azu i Takako robią wszystko by Naho i Kakeru zostali sami, pomagają też koleżance wybrnąć z niezręcznych sytuacji. Suwa, który sam darzy siedemnastolatkę cieplejszymi uczuciami, jest jak opiekuńczy duch tej pary – zawsze znajduje się w odpowiednim miejscu i czasie by pomóc lub pocieszyć Naho, albo by doradzić coś Kakeru. Postać Suwy zyskała sobie moją bezwzględną sympatię. Nastolatek, któremu koleżanka nie jest obojętna, robi wszystko by ją wspierać i uszczęśliwić, nawet kiedy oznacza to rezygnację z własnych uczuć. Końcówka tomu, w której po części zostaje odkryta tajemnica skrywana przez Suwę, naświetla nieco czytelnikowi motywy kierujące piłkarzem, wywołując przy tym poczucie zaskoczenia. Ichigo zakończyła drugą część „Orange” w intrygujący sposób, pozostawiając czytelnika z silną potrzebą sięgnięcia po kolejny tom mangi. Już po raz drugi w bardzo krótkim odstępie czasowym trafiłam na komiks (całkiem niedawno czytałam drugi tom „Śmiechu w chmurach”) którego zakończenie totalnie mnie zaskoczyło, mocno podnosząc przy tym moje czytelnicze emocje.

Lekturę drugiego tomu „Orange” uważam za jak najbardziej udaną. Główna historia mocno mnie zaabsorbowała. Oprócz dalszej części historii o Naho i Kakeru, w dodatkach na końcu tomu znalazła się też kontynuacja historii „Zakochany astronauta”, w którym Takano Ichigo przedstawia dalsze miłosne perypetie bliźniaczek Chiki i Mami. Na ostatnich stronach znajduje się również kilka paneli z odautorskimi komentarzami dotyczącymi pracy nad komiksem i podziękowaniami dla wydawcy i czytelników kupujących mangę.

wtorek, 6 stycznia 2015

"Sieć rozkwitającego kwiatu" Lisa See

Cykl: Czerwona księżniczka (tom 1)
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 416
Rok wydania: 2010


Lisę See zaliczam do grona moich ulubionych autorek. Pisze ona wspaniałe powieści historyczne ukazujące czytelnikom urok i tradycję dawnych Chin, powieści ukazujące losy chińskich emigrantów w Stanach, ale See to nie tylko autorka wyjątkowych powieści o przeszłości. Amerykanka, w żyłach której płynie krew chińskich imigrantów, popełniła również powieść autobiograficzną przedstawiającą dzieje swej rodziny i jej przybycia do Stanów Zjednoczonych oraz trylogię kryminalną, której akcja rozgrywa się w Los Angeles i Chinach lat 90.

„Sieć rozkwitającego kwiatu” jest pierwszym tomem kryminalnej trylogii „Czerwona księżniczka”, jest to również jedna z pierwszych publikacji autorki. Akcja książki rozpoczyna się w styczniu 1997 roku. W wodach zamarzniętego jeziora Beihai zostają odnalezione zwłoki syna amerykańskiego ambasadora. Oddelegowana do  prowadzenia sprawy inspektor Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego Liu Hulan* nie ma nawet okazji rozpocząć śledztwa, gdyż ojciec ofiary nie życzy sobie podejmowania żadnych działań. Ambasador Watson upiera się, że śmierć syna była wynikiem nieszczęśliwego wypadku. Sytuacja zmienia się, kiedy amerykański prokurator i agenci FBI odnajdują na chińskim frachtowcu zwłoki drugiej ofiary.

Dziesięć dni po odnalezieniu zwłok Billy’ego Watsona, na statku szmuglującym nielegalnych imigrantów do Stanów prokurator David Stark odkrywa rozkładające się zwłoki syna jednego z najpotężniejszych chińskich przedsiębiorców. Badania ciała Guang Henglaia dowodzą, że mężczyzna zmarł w Chinach. Dowody zdobyte przez patologów w Stanach i Chinach wskazały ponadto, że obie ofiary -  Watson i Guang, zostały otrute tą samą substancją. Sytuacja staje się niezwykle delikatna. W tym samym czasie zamordowani zostali synowie ważnych i wpływowych osobistości. Rządom obu państw zależy na rozwiązaniu sprawy. Władze Chiny decydują się na nawiązanie współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Śledztwo mają poprowadzić David Stark i Liu Hulan.

Wątek kryminalny przedstawiony w powieści koncentruje się głównie wokół działalności chińskiej mafii. Bohaterowie, a zwłaszcza David, który na co dzień zajmuje się zwalczaniem triad, próbują odkryć co łączyło zamordowanych młodzieńców oraz czy mieli oni jakiekolwiek związki z przestępczą organizacją Feniks - to właśnie na frachtowcu należącym do tej grupy znaleziono zwłoki Henglaia. Śledztwo przenosi się z jednego kontynentu na drugi. Postacie co rusz podejmują nowe tropy, a kiedy wszystkie ślady zdają się prowadzić donikąd, śledczy zarzucając tytułową sieć rozkwitającego kwiatu.

David i Hulan nie unikną oczywiście kłopotów w trakcie wspólnego dochodzenia - mafia lub morderca (inspektor Liu nie wyklucza, że triady nie miał związku z morderstwami Watsona i Guanga) zostawi im dość wymowne i krwawe ostrzeżenia, a i ojcowie ofiar nie zawsze będą z nimi szczerzy. Bohaterowie, którzy najwyraźniej znali się w przeszłości będą musieli uważać również na wszechobecne oko wielkiego brata, które śledzi każdy ich ruch.

Intryga kryminalna jest ciekawa, ale See tak naprawdę po raz kolejny zachwyciła mnie opisami nawiązującymi do kultury i historii Chin. Państwo Środka przedstawione na kartach powieści to miejsce, gdzie trwa nieustanna inwigilacja. Każdy obserwuje każdego, a nieposłuszni zostają schwytani w ramiona żelaznego trójkąta. See doskonale ukazała również jak łatwo zagubić się cudzoziemcowi w tamtejszej rzeczywistości, w meandrach chińskiego ceremoniału czy w wieloznaczności języka, w którym z pozoru niewinne ale starannie dobierane określenia mogą nieść podwójne, całkiem przeciwstawne znaczenia. Spójrzmy chociażby na ceremoniał podawania herbaty, którego przybyły do Chin David nie rozumie – nie zaproponowanie poczęstunku przybyłym jest w bardzo złym guście i świadczy o lekceważącym stosunku do gościa. Prokurator ze Stanów nie zauważył nawet, że został obrażony przez jednego z bohaterów. Z powieści See można dowiedzieć się bardzo dużo o chińskiej etykiecie. Doskonale wykreowani bohaterowie dopełniają dodatkowo ten interesujący, kulturowy obrazek. Hulan jest powściągliwa, ostrożna i świadoma otaczającej ją rzeczywistości. David wolny i bezpośredni, nie końca rozumie zachowanie swej partnerki i w pewnych jej zachowaniach całkiem bezzasadnie dopatruje się przejawów niechęci. See doskonale radzi sobie z psychologizacją postaci. Pisarka tworzy zróżnicowanych bohaterów, których zachowanie jest adekwatne do zachowania osób wychowanych w konkretnej kulturze.

Autorka zawsze starannie przygotowuje się do pisania kolejnych książek i doskonale to widać. See zamieszcza w swej prozie naprawdę dużo ciekawych kulturowych i historycznych odniesień. W powieściach tej pisarki Chiny nie stanowią tylko papierowego, egzotycznego tła dla kryminalnej fabuły, ale stają się tętniącym życiem, istotnym elementem powieściowego uniwersum.

Lisa See przyszła na świat we Francji, wychowywała się w Los Angeles, wiele czasu spędzała w Chinatown, gdzie mieszkała rodzina jej ojca. Mogłoby wydawać się, że amerykanka będzie pisała powieści, w których występują zamerykanizowane postacie, tymczasem tworzy ona przepiękne, przemyślane powieści, po które warto sięgnąć chociażby po to, by spojrzeć na Chiny przez kontekst inny niż tylko polityczny.   

* Zapis nazwisk chińskich zgodny z tradycją, nazwisko poprzedza imię.


Książa przeczytana w ramach wyzwania 2015 Reading Challenge, książka ulubionego autora, której jeszcze nie czytałam.